Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wakacje 2009. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wakacje 2009. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 20 września 2009

cz.4 Skalne Miasto - Děčín - Czeska Szwajcaria

Z Gołaczowa podążyliśmy w kierunku Skalnych Miast. Na terenie Czech są trzy takie "miasta", my wybraliśmy Skały Adrszpaskie. Trasa liczy około 3,5 km, przejścia są w większej części trasy szerokie a skały o wiele wyższe niż w parku Błędnych Skał.




Można tu napotkać bloki skalne o ciekawych kształtach i nazwach. np. głowa tygrysicy, rękawica czy kochankowie:









Na szlaku napotykamy dwa wodospady - najpierw mały, a po kilku chwilach Wielki Wodospad ukryty w jaskini:




Oprócz wodospadów są też dwa jeziorka - jedno zaraz za bramą o wyjątkowej, wpadającej w turkus barwie wody, a drugie u końca trasy, w wyższych partiach skał. Można wykupić bilet na przejażdżkę tratwą po tym drugim jeziorku, nam wystarczyła wędrówka.

Z Adrszpachu pojechaliśmy do Děčína. Gdy dotarliśmy na miejsce było już ciemno. Po małych poszukiwaniach udało nam się dotrzeć do hostelu. Zámecká Sýpka, po naszemu "zamkowy spichleż" to autentyczny spichleż zamkowy przerobiony na hostel. Samo centrum, koło zamku, przyzwoite warunki za rozsądną cenę:)





Děčín po prostu mnie zachwycił! Urocze uliczki, wszędzie piękne, stare, ale odrestaurowane budynki, no i zamek z cudownym ogrodem! I oczywiście nabrzeże Łaby z romantycznym widokiem na Pasterską Skałę! To wszystko sprawiło, że chciałabym tam kiedyś jeszcze wrócić. Ale po kolei.

Zamek wznosi się dumnie nad miastem, gdyż zbudowany jest nad samą Łabą na skale.




Niestety w latach 1932 -1991 stacjonowali w nim żołnierze, ostatnio radzieccy i pozostawili po sobie taki stan:




Nadal wygląda tak jedno skrzydło, reszta zamku przeszła godna podziwu metamorfozę.






Remonty trwają nadal, jest szansa, że jak przyjedziemy następnym razem (jeśli się uda), będzie można zobaczyć większą część zamku.




Zwiedzanie zamku możliwe jest jedynie z przewodnikiem. Niestety nie ma tam jeszcze audio-przewodników, nie mówiąc o oprowadzaniu w innych językach. Podążaliśmy więc po kolejnych komnatach wsłuchani w energiczną młodą Czeszkę, próbując wyłapać wszystkie słowa podobne do polskich ;) Niestety we wnętrzach nie można robić fotografii...

Wycieczka z przewodnikiem kończy się w stajni, która ma iście "królewską" architekturę i do której prowadzi kamienny mostek.




Ciekawostką jest fakt, że w 1835 r. na zamku przebywał Fryderyk Chopin, który skomponował tu walc As-Dur zwany Walczykiem Decinskim.


Na zamek prowadzi obwarowana, prawie 300 metrowa droga zwana Dlouhá jízda:




Obok zamku znajduje się najbardziej romantyczne miejsce w Decinie - Růžová zahrada (ogród różany). Ten założony w latach 70tych XVII stulecia nieduży ogród obsadzany jest rok rocznie różami, które rozsiewają niesamowity zapach!












Położenie ogrodu sprawia, że można stąd zobaczyć okolicę.



Widoczny na pierwszym planie kościół to świątynia katolicka, należąca niegdyś do zespołu pałacowego. Zbudowana została na wzór świątyni św. Piotra w Rzymie. Gdy poszliśmy go obejrzeć, okazało się, że oprowadza po nim turystów pewien starszy Rosjanin. Akurat wychodziła para turystów, więc zaczął nam opowiadać po rosyjsku historię powstania kościoła św. Krzyża - krzyż, który dał nazwę świątyni miał sprawić, że koń stanął przed nim dęba i nie chciał jechać dalej, aż jeździec zabrał krzyż, aby go odnowić i umieścić w świątyni. Rosjanin opowiadał nam, że w kościele zatrzymał się na krótką chwilę Papież Jan Paweł II, a potem przysłał parafii relikwię - cierń z Krzyża Świętego Pana Jezusa. Ponoć Praga domagała się przekazania relikwii, ale Decin odmówił - oni dostali, to co będą oddawać, stwierdził nasz przewodnik. Zdumiał się i ucieszył, gdy mu powiedziałam, że w Płocku, gdzie mieszkamy również jest taka relikwia (w Muzeum Diecezjalnym). Następnie zaprezentował nam akustykę kościoła śpiewając Alleluja, a na koniec odmówił za nas modlitwę i tak skończyło się nasze przedziwne zwiedzanie kościoła.

Na przeciw zamku, po drugiej stronie Łaby, wznosi się Skała Pasterska. Na jej szczycie znajduje się wybudowany sto lat temu mały pałacyk, w którym od początku znajduje się restauracja. Nieopodal skały znajduje się również decinskie ZOO. Na tę stronę Decina zabrakło nam jednak czasu. Widok skały z małym, białym pałacykiem nad rzeką jest urzekający.




W Decinie znajduje się 9 mostów, z których najstarszym jest staromiejski most kamienny na rzece Ploucznicy z roku 1574, który 130 lat później został ozdobiony rzeźbami patronów czeskich.







Następnym przystankiem naszego zwiedzania była Czeska Szwajcaria - park narodowy, który ma swoją kontynuację po stronie niemieckiej pod nazwą Szwajcaria Saska. Zaparkowaliśmy w miasteczku Hřensko, leżącym przy granicy niemieckiej i pełnym parkingów dla turystów (płatnych oczywiście) i kramików prowadzonych przez Azjatów. Ruszyliśmy stamtąd szlakiem do Bramy Pravcickiej. Jest to bardzo ciekawa formacja skalna, nazywana często ze względu na swoje położenie bramą do Czech.



W jej pobliżu znajdują się wspaniałe punkty widokowe.






Wracaliśmy do auta inną drogą - tylko dla osób o silnych nerwach! Dla osób z lękiem wysokości (takich jak ja...) tym bardziej emocjonujące (żeby nie powiedzieć przerażające...) doznanie. Szlak prowadził kilka kilometrów dróżką, na szczęście przez większość trasy nie aż taką wąską, wzdłuż przepaści i stromych zbocz. Nie zrobiłam ani jednego zdjęcia, gdyż skupiałam się na tym, żeby iść jak najbliżej bezpiecznej strony i mieć na oku Męża, który się oczywiście nie bał, wiec ja się bałam za niego też ;) Ostatnia część szlaku wiodła na szczęście pośród pól i można było bez stresu podziwiać widoki :)


czwartek, 17 września 2009

cz.3 Ponikwa - Duszniki Zdrój - Gołaczów - Błędne Skały - Skalniak - Szczeliniec

Z Barda ruszyliśmy do Ponikwy, malutkiej miejscowości koło Bystrzycy Kłodzkiej. Tam na małym cmentarzu przy kościółku wśród ciszy pobliskich łąk i pól spoczywa odeszła przedwcześnie moja dobra koleżanka ze studiów... Ewunia była wspaniałą osobą, dla każdego miała uśmiech i dobre słowo. Takich ludzi nigdy się nie zapomina. Zabrakło mi odwagi i siły psychicznej, aby pojechać na Jej pogrzeb prawie 2 lata temu... Obiecałam sobie, że kiedyś jednak na pewno tam pojadę. I pojechałam.

Po tym wzruszającym "spotkaniu" wyruszyliśmy dalej wąskimi górskimi drogami. Rozglądałam się wokół i zastanawiałam się nad życiem mieszkańców tamtejszych wiosek. Również chcielibyśmy mieszkać na wsi, ale na równinie i w pobliżu miasta. A tam jak zasypie śniegiem, to niektórzy są odcięci od świata. Niewyobrażalne są dla mnie jednak realia tych miejsc, "gdzie diabeł mówi dobranoc". To godne podziwu, że ludzie trwają tam przy swoich ojcowiznach i umieją tam żyć...

Następnym przystankiem były Duszniki Zdrój - Muzeum Papiernictwa znajdujące się w budynku dawnego młyna papierniczego sprzed ponad 400 lat. Można tam zobaczyć sporą wystawę prezentującą historię tworzenia papieru oraz sprzęty służące do produkcji i najróżniejszych pomiarów parametrów papieru.






Następnie obiadek i spacer po Parku Zdrojowym - pięknie utrzymanym.






Nocowaliśmy w Gołaczowie, w świeżo odnowionym "apartamencie". Jesteśmy zadowoleni, także mogę spokojnie polecić - namiary tu.

Kolejny dzień był nie lada wyzwaniem - zaplanowaliśmy spora trasę. Samochodzik odpoczywał, a my maszerowaliśmy - z Gołaczowa na Błędne Skały, dalej przez Skalniak do Karłowa i na Szczeliniec i z powrotem na nocleg. Trasa zajęła nam ok 10 godzin. Bardzo przydał się termos, który dostałam jako dziennikarski souvenir na konferencji prasowej ME siatkarek, na której byłam na praktykach w sierpniu ;)

Pogoda była idealna do marszu. Od szlaku na Błędne Skały do Szczelińca spotkaliśmy nawet sporo turystów, ale z i do Gołaczowa szliśmy praktycznie sami. Wkoło co kawałek tabliczki przypominające o żyjącej w tych lasach dzikiej zwierzynie. Tabliczki, mimo że edukacyjne, napawały mnie trochę lękiem, las gęsty, a my sami i nie wiadomo, czy żadne oczka się w nas nie wpatrują... Chyba mam zbyt bujną wyobraźnię, ale przyznam, że się trochę bałam. Aż tu w pewnym momencie kilka metrów przed nami poderwał się do lotu jakiś duży (nie przesadzając miał co najmniej 60-70 cm wysokości) ptak. Raczej przestraszył się naszych głosów, ale ja tez się nieźle wystraszyłam. W drodze powrotnej natomiast napotkaliśmy świeży ślad kopytek... Te szlaki przebyliśmy w tempie ekspresowym :P

Błędne Skały to labirynt skalny, który wziął swą nazwę stąd, że zanim wytyczono tam trasy turystyczne, wiele osób pośród skał błądziło... Jest kilka na prawdę wąskich przejść pomiędzy skałami (musieliśmy iść bokiem, żeby się zmieścić). Niektóre skały mają fantazyjne kształty i nazwy, jak np. kurza stopka.




Ze Skalniaka mieliśmy piękny widok na Szczeliniec:




A po pokonaniu wielu schodków prowadzących na szczyt znaleźliśmy się na Szczelińcu, skąd roztaczała się piękna panorama:






Po zachwycie nad cudnymi widokami i łyku herbatki podążyliśmy kolejnym skalnym korytarzem, który stanowi szczyt tej góry płaskiej jak stół ;)

W drodze powrotnej do Gołaczowa napotkaliśmy koniec świata ;) Szlak idzie przez ogromną łąkę. Przestrzeń, przestrzeń i jeszcze raz przestrzeń! Fantastyczne uczucie! :))


środa, 16 września 2009

cz.2 Bardo

Kolejnym przystankiem na trasie było Bardo - małe miasteczko na Ziemi Kłodzkiej. Zaparkowaliśmy pod Bazyliką, skąd do szlaku Kalwarii są 3 minutki spacerku. Odwiedziliśmy też informację turystyczna i tu zaskoczenie - mnóstwo darmowych folderów dla turystów z przydatnymi informacjami - od noclegów przez mapki szlaków po informacje o projektach certyfikatów dla aktywnych turystów.

Na Górze Kalwarii były kiedyś wytyczone 3 drogi krzyżowe z kapliczkami do każdej stacji - polska, niemiecka i czeska. Zostały dwie pierwsze, ale najczęściej wędruje się niemiecką. W lesie cisza, spokój, żadnych komarów! I kamienne kapliczki, niektóre obrośnięte mchem...




Chociaż góra nie jest wysoka (583 m n.p.m.) podejście jest momentami strome i kamieniste.




Oprócz kaplic Drogi Krzyżowej na szlaku znajdziemy także inne kaplice. Gdy skręcimy wąską dróżką za tą przedstawiającą Jezusa nauczającego w świątyni, dojdziemy do ruin średniowiecznego zamku z XII/XIV w. Trzeba na słowo wierzyć, że był to zamek, bo niewiele na to wskazuje widok, jaki nas zastanie.




Podczas wędrówki dochodzimy do miejsca zwanego Źródełkiem Maryi - gdzie z wymurowanej studzienki można zaczerpnąć chłodnej, świeżej wody i ugasić pragnienie. Woda ma specyficzny smak, bo zawiera żelazo. Do tego miejsca można dostać się również samochodem - korzystają z tego miejscowi przyjeżdżają aby nabrać wody w butelki. Jednak puszczają turystów pierwszych i nie ma obaw, że trzeba będzie czekać pół godziny po łyk wody;)

Legenda mówi, że w tym miejscu wydarzył się cud: oto pewien młody Czech przemywszy swe oczy wodą z cudownego źródła Matki Bożej odzyskał wzrok! Kto wie, może jeszcze źródełko zadziała?





Na naszej trasie dochodzimy w końcu do punktu widokowego. Jego miejsce znaczy biały krzyż, dobrze widoczny u stóp góry. Wspaniały widok odsłonił się po XVI-wiecznej powodzi, która spowodowała obryw skalny. Z tego miejsca można podziwiać malowniczą panoramę Barda.




Na szczycie góry czeka malutki kościółek. Został zbudowany w miejscu objawień Matki Boskiej Płaczącej - ubolewającej nad nieszczęściami, jakie miały dotknąć Ziemię Kłodzką. Na potwierdzenie swej bytności w tym miejscu Maryja miała odcisnąć w skale ślad swej stopy. Ponoć pielgrzymi odłamywali jednak na pamiątkę po kawałku tej skały i obecnie już tylko kopia przypomina o tym wydarzeniu ("stopę Maryi" znajdziemy za kościółkiem).




A tak wygląda Kalwaria z dołu:





Bazyliką opiekują się oo. Redemptoryści, można u nich zobaczyć również ruchomą szopkę, której my jednak podczas naszej wyprawy nie odwiedziliśmy. We wnętrzu świątyni znajduje się cudowna figurą Matki Bożej Bardzkiej z XII w. otoczona wotami od cudownie uzdrowionych (są to np. kule).


wtorek, 15 września 2009

relacja z wakacji cz.1 - Wrocław

Tegoroczny wyjazd wakacyjny już za nami... Więc relacja ku pamięci musi być;)

Było cudownie. To co zobaczyliśmy i przeżyliśmy to nasze :) Pierwszy raz jechaliśmy w tak długą "objazdówkę", ale poszło bez większych komplikacji, za to zyskaliśmy wiele nowych wrażeń. W sumie nasz wyjazd trwał 2 tygodnie a przejechaliśmy naszym autem prawie 1700km.

Głównym planistą wycieczki byłam ja ;) Skorygowaliśmy następnie trasę, dogadaliśmy szczegóły i razem wyruszyliśmy w podróż. Najpierw pojechaliśmy do moich Rodziców świętować ich srebrną rocznicę ślubu Odwiedziliśmy tez Akwawit leszczyński, gdzie ja nie byłam wieki, a mój Mąż wcale.

Następnie pojechaliśmy do Wrocławia. Upał był niesamowity, ale w mieście jest dużo wody, wiec dało się wytrzymać;) Kto nie wie podpowiem, że Wrocław jest poprzecinany rzekami i słynie z wielu mostów. Zaskoczeniem dla nas była nowa tradycja, jaka powstała na moście Tumskim, można o niej poczytać tu.


Zwiedziliśmy m.in. katedrę oraz wjechaliśmy na jedną z jej wież, by podziwiać panoramę miasta.




Pozytywnie zaskoczyło nas również to, że katedrę mogą "zobaczyć" niewidomi. Przed wejściem stoi odlew budowli wraz z tekstem dotykowym.




Byliśmy również w Ogrodzie Botanicznym, który niestety w przeciwieństwie do poznańskiego nie jest bezpłatny... Bilety kosztują 7 i 5zł.




Zobaczyliśmy również Panoramę Racławicką oraz Muzeum Narodowe, a warto pamiętać o tym, że mając bilet z Panoramy można wejść bez dodatkowej opłaty do MN. Oba miejsca są oddalone od siebie o 5min.

Noclegu użyczyła nam moja kuzynka z partnerem, z którymi nocą spacerowaliśmy po Rynku i Starym Mieście, które jest pięknie podświetlone.





Wrocław bardzo mi się podobał i miło było odwiedzić go ponownie. Dla mojego Męża to była pierwsza wizyta w tym mieście i również ma pozytywne odczucia. Dlatego polecamy Wrocław jako cel wycieczek :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...