Kolejnym przystankiem na trasie było Bardo - małe miasteczko na Ziemi Kłodzkiej. Zaparkowaliśmy pod Bazyliką, skąd do szlaku Kalwarii są 3 minutki spacerku. Odwiedziliśmy też informację turystyczna i tu zaskoczenie - mnóstwo darmowych folderów dla turystów z przydatnymi informacjami - od noclegów przez mapki szlaków po informacje o projektach certyfikatów dla aktywnych turystów.
Na Górze Kalwarii były kiedyś wytyczone 3 drogi krzyżowe z kapliczkami do każdej stacji - polska, niemiecka i czeska. Zostały dwie pierwsze, ale najczęściej wędruje się niemiecką. W lesie cisza, spokój, żadnych komarów! I kamienne kapliczki, niektóre obrośnięte mchem...
Chociaż góra nie jest wysoka (583 m n.p.m.) podejście jest momentami strome i kamieniste.
Oprócz kaplic Drogi Krzyżowej na szlaku znajdziemy także inne kaplice. Gdy skręcimy wąską dróżką za tą przedstawiającą Jezusa nauczającego w świątyni, dojdziemy do ruin średniowiecznego zamku z XII/XIV w. Trzeba na słowo wierzyć, że był to zamek, bo niewiele na to wskazuje widok, jaki nas zastanie.
Podczas wędrówki dochodzimy do miejsca zwanego Źródełkiem Maryi - gdzie z wymurowanej studzienki można zaczerpnąć chłodnej, świeżej wody i ugasić pragnienie. Woda ma specyficzny smak, bo zawiera żelazo. Do tego miejsca można dostać się również samochodem - korzystają z tego miejscowi przyjeżdżają aby nabrać wody w butelki. Jednak puszczają turystów pierwszych i nie ma obaw, że trzeba będzie czekać pół godziny po łyk wody;)
Legenda mówi, że w tym miejscu wydarzył się cud: oto pewien młody Czech przemywszy swe oczy wodą z cudownego źródła Matki Bożej odzyskał wzrok! Kto wie, może jeszcze źródełko zadziała?
Na naszej trasie dochodzimy w końcu do punktu widokowego. Jego miejsce znaczy biały krzyż, dobrze widoczny u stóp góry. Wspaniały widok odsłonił się po XVI-wiecznej powodzi, która spowodowała obryw skalny. Z tego miejsca można podziwiać malowniczą panoramę Barda.
Na szczycie góry czeka malutki kościółek. Został zbudowany w miejscu objawień Matki Boskiej Płaczącej - ubolewającej nad nieszczęściami, jakie miały dotknąć Ziemię Kłodzką. Na potwierdzenie swej bytności w tym miejscu Maryja miała odcisnąć w skale ślad swej stopy. Ponoć pielgrzymi odłamywali jednak na pamiątkę po kawałku tej skały i obecnie już tylko kopia przypomina o tym wydarzeniu ("stopę Maryi" znajdziemy za kościółkiem).
A tak wygląda Kalwaria z dołu:
Pięknie to wszystko opisujesz:-)
OdpowiedzUsuńA ja, wrocławianka, uciekam na wakacje nad morze i czasami cuda własnego regionu umykają mojej uwadze.
W Bardzie byłam chyba ze sto lat temu (jeszcze w liceum...), a było to naprawdę baaardzo dawno temu;-)
Ale chyba lada chwila się tam wybiorę, zachęcona Twoją opowieścią.
Cóż, jak zawsze sprawdza się powiedzenie: cudze chwalicie, swego nie znacie...
Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Cieszę się i dziękuję :) Najlepszym patentem na zwiedzenie swoich własnych kątów jest chyba zaproszenie do siebie kogoś z przyjaciół czy rodziny. Wtedy przeważnie jednym z punktów programu jest pokazanie miasta... i jest okazja, aby samemu zwiedzić co nieco ;)
OdpowiedzUsuń